„(…) Ten koń zjawił się jak cień wyjęty z otchłani, jakby jakiś bóg wyciął z materii nocy kształt zwierzęcia i umieścił go w świecie ludzi. Jak demon.
Savander ściągnął wodze i zatrzymał własne zwierzę zaledwie kilka sążni przed wierzchowcem, który właśnie zajechał mu drogę, wstrząsając grzywą i parskając w podnieceniu przypominającym bojowy szał, jakby wierzchowiec odzwierciedlał nastrój i duszę człowieka, którego dźwigał na grzbiecie.”
(„Choćby na koniec świata”, tom III)
Demon to koń Avero an Daara – najemnika, który w ostatnim czasie skradł większość opowieści z Avaroth. Być może mieliście okazję zapoznać się z sympatycznym ogierem rasy thaigg na kartach opowiadań. Na ogół sprawia wrażenie spokojnego wierzchowca, który potrafi bardzo wymownie patrzeć na ludzi (najczęściej z politowaniem). Jednak w sytuacji zagrożenia potrafi zmienić się w prawdziwego… no, demona.
Tolkien miał Mearasy, ja też uległam pokusie stworzenia super wierzchowców, choć przynajmniej z wyglądu thaiggi Mearasów nie przypominają. Częściej bywają kare niż siwe, choć drugą charakterystyczną dla nich maścią jest ta, którą mogą się pochwalić konie szwarcwaldzkie lub rocky mountains horse: ciemnokasztanowata z konopiastą (lub wręcz białą) grzywą. Legenda głosi, że zostały wyhodowane na ukrytych równinach północy przez istoty zwane Panami Chaosu. Niektórzy przypisują ich powstanie Deurom: jednej z ras Ery Herosów, jednak prawda o początkach tych niezwykłych koni pozostaje tajemnicą.
Thaigg to idealny koń bojowy: postawny, szybki i nieludzko wytrzymały. Odległość dziesięciu mil jest w stanie pokonać w kwadrans (czasem mniej). Ma też w sobie odrobinę magii. Nie, nie strzela z nozdrzy piorunami kulistymi. Jego „magią” jest inteligencja i charakter, a właściwie charakterek. Thaigga nie da się sprzedać ani podarować byle komu. Sam wybiera osoby, które mogą go dosiadać. Przez to jest prawdziwą zmorą handlarzy, nawet jeśli kosztuje fortunę.
Jeśli jednak będziesz miał szczęście i thaigg wybierze cię na swego jeźdźca, będziesz mieć w nim nie tylko wierzchowca, ale i przyjaciela. Takiego, który dosłownie zasłoni cię własną piersią przed wrogiem. A potem spróbuje go zabić 🙂